Zachwyceni Paryżem

W dniach 11 – 15 czerwca 2017 r. uczniowie ZSO Nr 1 podziwiali stolicę Francji. Pogoda dopisała i Paryż w promieniach słońca zachwycał każdego. Wszystkie punkty programu zostały zrealizowane, a uczestnicy wycieczki powiedzieli zgodnie, że “wycieczka była świetna”. Zapraszamy do przeczytania osobistych refleksji z pobytu w Paryżu uczennicy Liceum Plastycznego.

Paryskie wspomnienia

Czym tak naprawdę jest Paryż? Do czego go przyrównać ? Jaki jest na tle całej europejskiej mozaiki kulturowej?  W zeszłym tygodniu dane mi było odszukać odpowiedzi na przykładowe z powyższych pytań. Razem z resztą grupy przez trzy dni poznawaliśmy francuską stolicę od podszewki, zaczynając swoją wędrówkę od katedry Notre Dame, kończąc przy ulicy Lafayette i Łuku Triumfalnym.

Widok tyłu Opery Garnier z dachu Galerii Lafayette

Poniedziałek, 12.06.2017

Podróż była długa, nużąca człowieka przyzwyczajonego do snu, niestety narażając go przy tym na drobne „rozszczepienia” kręgosłupa. Nastała godzina poranna, a nasz autobus przemierzał już paryskie dzielnice. Dotknięci promieniem zapowiadającego się pogodnego dnia, wyczekiwaliśmy przystanku. Pierwszą stacją była katedra Notre Dame. Zewnętrznie wielka, przytłaczająca swoją monumentalną fasadą, świątynia o centralnej rozecie położona jest na wyspie nad Sekwaną – Ile de la Cité . Stojąc przed nią, jak i rozglądając się w środku, nie trudno było mi odczuć gotycki teocentryzm, dominację Boga nad człowiekiem.

Punkt zero (Point zéro) – na placu katedralnym – od niego liczy się odległości innych miast od Paryża

Podobnie zresztą, prezentowały się inne gmachy sakralne w Paryżu. Po obejrzeniu Notre Dame, udaliśmy się w dalszą wędrówkę. Moją pierwszą uwagę zwróciły: ogólna zabudowa miasta i jasne, zdobione kamienice z charakterystyczną dla miasta secesją. Wielkie place i dziedzińce, ale i ludzie, przechadzający się po deptakach, idący do pracy, zatrzymujący się przy narożnych boulangeries. Idąc dalej, zatrzymaliśmy się przy takich obiektach, jak: Kościół św. Magdaleny i ogrody Luksemburskie z latającymi nad głową, zielonymi papugami. Nasza przewodniczka, przedstawiła nam pokrótce historię każdego z nich. Drugim punktem zaczepienia był jednak Luwr, który dla Francji jest niemal tym samym znakiem rozpoznawczym co wieża Eiffla czy Łuk Triumfalny Napoleona i z pewnością należy do tych miejsc, których wręcz nie wypada pominąć, będąc w Paryżu. Rozmieszczony na kilka skrzydeł z ogromnym dziedzińcem „magazyn” wydał mi się w swojej wielkości adekwatnym do ilości zgromadzonych zbiorów.

Fragment rzeźby Lorenzo Bartoliniego “Nimfa ze skorpionem” – Luwr

Muzeum to stało się symbolem nie tylko narodowego dziedzictwa, ale ośrodkiem, mieszczącym w sobie kolebkę starożytnych cywilizacji. Do eksponatów powszechnie już znanych, lecz wciąż rozsławionych na całym świecie, należą: Wenus z Milo, Nike z Samotraki czy znana wszystkim Mona Lisa, Leonarda Da Vinci. Je również mieliśmy okazję zobaczyć, co było dla mnie niebywałym doświadczeniem, zarówno w przypadku powyżej wymienionych dzieł, jak i innych, zajmujących w moim sercu szczególne miejsce. Budynek jest ogromny, stąd też Luwr, otoczony wokół lawiną turystów, za każdym razem pozostawi po sobie niedosyt, którego również doświadczyłam. Jednak, ten sam niedosyt z pewnością będzie prowokować swych pasjonatów do powrotu, co sprawia, że muzeum nigdy nie pozostanie bez potencjalnych interesantów. Pierwszy dzień zwiedzania był tak naprawdę dniem najdłuższym. W ciągu dnia udało nam się jeszcze zobaczyć Plac Vendôme, a przy nim dom Chopina, tuż obok Hotel Ritz i wielką kolumnę Napoleona. A ponadto, mogliśmy stanąć pod Operą Garnier, podziwiając jej piękną barokową elewację oraz poznać przebieg produkcji francuskich perfum „Fragonard”. I tak dzień zmierzał ku końcowi, a my zatrzymaliśmy się przy centrum Pompidou. Usiadłam wtedy na bruku, oglądając siedzących tuż obok ludzi. Obserwując ich, podsumowałam sobie wcześniejsze odczucia i doszłam do wniosku, że Paryż to miasto niejednoznaczne i żeby je właściwie opisać, należy najpierw zrozumieć. Wejść zarówno w strefę jego przepychu, uderzającego piękna, ale i ludzi, ich codzienności, tej prostej, lecz niezwykłej.

Wtorek, 13.06.2017

Kolejny dzień wiąże się z nowymi doświadczeniami, nowymi miejscami i ludźmi. Tak też było drugiego dnia naszego pobytu w Paryżu. Po przespanej nocy, już bez odczuwalnego bólu w kręgosłupach, wyjechaliśmy z naszego hotelu, położonego na obrzeżach miasta, aby kontynuować zamierzoną trasę. Za początek możemy uznać dzielnice Montmartre, sferę artystów, małych kawiarni, a przede wszystkim różnorodnych ludzi, przechadzających się po placu Du Tertre. Dzielnicę można porównać do trójkąta. Z jednej strony byli rzemieślnicy, malarze, ogółem artyści, promujący swoją twórczość. Z drugiej, ludzie siedzący w różnej klasy restauracjach, kawiarniach i obsługujący ich le garçon de restaurant. W trzeciej, wydaje mi się, że najmniej zauważalnej grupie byli żebracy, ten margines dziurawiący „oś krystalizacyjną” miasta, a zarazem nadający mu dwuznacznego kształtu. W tamtej strefie, zyskaliśmy nieco czasu wolnego, a następnie udaliśmy się do Bazyliki Sacré Coeur, podziwiając przy okazji piękną panoramę miasta. Bazylika zbudowana jest na szczycie wzgórza Montmartre, biało granitowa, z wielkimi kopułami, należy do tych świętych budowli, gdzie nie można wejść bez okrycia poszczególnych części ciała. Jest to dość osobliwe w przypadku kościołów, aczkolwiek pokazuje jak mocne jest wśród takowych poszanowanie dla sfery Sacrum.

Wnętrze Bazyliki Sacré-Cœur (Najświętszego Serca) znajdującej się na szczycie wzgórza Montmartre (Wzgórze Męczenników)

Gdy już obejrzeliśmy wnętrze „Najświętszego Serca”, przeszliśmy do dzielnicy kokietki, rozrywki, ogółem nocnego życia. Czyli, tak jakbyśmy przeszli z nieba na ziemski grunt z chlebem powszednim. Plac Pigalle, Moulin Rouge i jego wielki czerwony wiatrak, a zaraz po nich, w godzinach popołudniowych, wieża Eiffla, jako punkt kulminacyjny całej wycieczki.

Spojrzenie w górę z drugiej kondygnacji Wieży Eiffla (La Tour Eiffel, czyt. laturyfel)

Najpierw wjechaliśmy na górne piętro, przyglądając się Polom Marsowym, następnie już znacznie mniejszą windą przemieściliśmy się na górę. Na szczycie mogliśmy obejść dookoła mieszkanie architekta wieży, Gustava Eiffla. Kontynuując wtorkowe zwiedzanie i zmierzając ku końcowi drugiego dnia wycieczki, prosto z wieży, udaliśmy się nad towarzyszącą jej Sekwanę, odbywając tam godzinny rejs statkiem. Dzień zakończyliśmy ostatnim spojrzeniem na Eiffla z tarasu widokowego Trocadéro.

środa, 14.06.2017

Ostatni dzień w Paryżu przełożył się na ostatnie podsumowania. Dzień wydał mi się krótszym niż poprzednie, godziny mijały szybciej, jak i miejsca, do których doszliśmy. Ale właśnie ten pęd czasu i miejsca przełożył się na ostatni aspekt wieńczący moje osobiste wrażenia. Trzeci dzień wędrówki rozpoczęliśmy od cmentarza Père Lachaise. To XIX-wieczne legowisko, odczułam jako ostoję romantycznych mogił, otoczonych swoją szczególną, gotycką atmosferą, która zatrzymuje człowieka w sferze Vanitas, ale i zmusza go do pewnego rodzaju wewnętrznej refleksji. Na tym samym cmentarzu, znajduje się grób jednego z najwybitniejszych polskich kompozytorów – Fryderyka Chopina.

Mogiła Chopina z marmurową figurą muzy Euterpe pochylonej nad złamaną lirą

Dla ciekawostki, Père Lachaise, jak i poboczne Montmartre i Montmorency, nazywane są „polskimi nekropoliami ”, ze względu na liczne groby znanych polskich postaci. Powracając do samego Chopina, wcześniej mieliśmy okazję spojrzeć jednym okiem na jego dom przy placu Vendôme i hotelu Ritz, a tego dnia zobaczyliśmy, gdzie leży ciało kompozytora. Norwid pisał „ Jękły głuche kamienie, ideał- sięgnął bruku” i tak też się stało z autorem „Etiudy Rewolucyjnej”. Przykryty marmurowym nagrobkiem, zaś sercem „żyjący” w swojej ojczyźnie. Po sentymentalnych doznaniach na Père Lachaise, przejechaliśmy się metrem na Plac de la Nation, na którym stoi pomnik Republiki. Zwiedziliśmy również Plac Concorde z wielkim Obeliskiem, zatrzymywaliśmy się również przy takich obiektach jak Panteon i Kościół Saint-Germain-des-Près. Ostatecznie, przystaliśmy na La Défense, chyba najnowocześniejszej dzielnicy miasta.

U stóp Grande Arche (Wielkiego Łuku) w biznesowej dzielnicy Paryża – La Défense

Gmachy szklanych budynków i wielkie centra handlowe, sprawiły wrażenie przemieszczenia się w czasie. Nagle z obleganych, w większości secesyjnych dzielnic, gotyckich i barokowych gmachów, kończąc na XIX- wiecznych nagrobkach, znaleźliśmy się w centrum szklanych wieżowców i wielkich instytucji. Po dwugodzinnej przerwie na La Défense, pojechaliśmy pod najstarszy dom handlowy przy jednej z najbogatszych ulic, jaką jest Lafayette, a zaraz po tym wsiedliśmy ponownie w metro, przejeżdżając pod Łuk Triumfalny, który miał zakończyć naszą trasę. Kończąc wędrówkę i czekając na autobus, doszłam do wniosku, że Paryż z pewnością jest miastem, do którego człowiek będzie chciał ponownie wracać. Nie tylko z powodu bogactwa, jakim dysponuje w swoim budownictwie, nie tylko dzięki atrakcyjności tamtejszych miejsc. Dla mnie, jak i dla zapewne wielu ludzi, powrót do niego, wiązałby się indywidualną kulturą francuskiej stolicy, niecodziennością, która dla tamtejszych osób tworzy codzienność. Zwykłymi ludźmi, a jednak, sprawiającymi, że ulice żyją tam własnym życiem. To ta paryska „codzienność” tworzy to miasto, takim jakim jest – miastem biegu czasu i miejsca.

Autor: Oliwia Szymkiewicz
Liceum Plastyczne

Wybierz kategorię

%d bloggers like this: